Tak naprawdę nigdy wcześniej jakoś specjalnie nie interesowałem się motocyklami. Owszem, odkąd pamiętam, zakładałem, że kiedyś bym chciał jakowyś mieć ale nie żebym miał jakiegoś jobla na tym punkcie. Nigdy też nie sądziłem, że podróżować motocyklem można inaczej niż tylko po utwardzonych, gładkich asfaltach, po prostu o tym nie myślałem.
No i kiedyś przyszedł czas, że kolega polecił mi zapoznanie się z serialem, którego tytuł widnieje na górze. Sam motyw już mnie zafascynował - podróż motocyklami dookoła świata. Wprowadziłem się więc w posiadanie dwunastoodcinkowego serialu i ruszyłem w podróż wraz z dwoma przyjaciółmi - Ewanem McGregorem i Charleyem Boormanem. Nie będę tu opisywał co jest w poszczególnych odcinkach bo nie widzę w tym sensu. W każdym razie serial u swego początku wywołał we mnie mieszane uczucia. O ile idea podróży dokoła świata jak najbardziej mi odpowiadała, o tyle fakt, że zaangażowali do tego całą ekipę filmową wraz z wozami technicznymi - już mniej. No bo w końcu co to za wyprawa w nieznane skoro cały czas masz ogon, który wiezie ci zapasowe części i garderobę?
Nieco inne światło na taki bieg zdarzeń rzuciła książkowa wersja tej podróży, którą ostatnio przeczytałem. Książka jest napisana w formie dziennika, gdzie na przemian przewijają się przemyślenia obydwu podróżników. Jej niewątpliwą zaletą jest to, że jest bardziej szczegółowa niż film. Więcej tu przemyśleń i odczuć, refleksji i emocji. Jest też w jasny sposób uzasadnione czemu i po co ta ekipa. Przy czym okazuje się, że tak naprawdę niewiele z niej korzystali i jednak większość trasy podróżowali sami, jedynie w towarzystwie kamerzysty jadącego trzecim motocyklem.
Tak więc to naprawdę podróż, która wynikła z marzeń i pasji. Podróż dwóch przyjaciół, którzy postawili sobie konkretny cel. I choć z pozoru uznamy, że skoro to Ewan McGregor - hollywoodzka gwiazda - to pewnie o nic nie musieli się martwić, bo jego pieniądze wszystko załatwią, to ostatecznie okazuje się to nie mieć żadnego wpływu na przebieg wyprawy. Oczywiście, że nie musieli się obawiać o brak funduszy. Pewnie, że w przeciwieństwie do większości z nas, mogli sobie - tam gdzie się dało - pozwolić na noclegi w hotelach i bezproblemowy przejazd przez nie najtańsze Stany. Jednak mieli też swoje problemy, z którymi walczyli sam: mongolskie bezdroża, syberyjskie "drogi", gdzie polegać musieli na swojej wytrwałości i przychylności spotkanych ludzi. Nie uniknęli i kradzieży i upadków, i problemów ze sprzętem. Zaliczyli swoją przygodę prawie tak jak chcieli, choć z początku chcieli faktycznie jechać tylko we dwoje.
Tak więc to naprawdę podróż, która wynikła z marzeń i pasji. Podróż dwóch przyjaciół, którzy postawili sobie konkretny cel. I choć z pozoru uznamy, że skoro to Ewan McGregor - hollywoodzka gwiazda - to pewnie o nic nie musieli się martwić, bo jego pieniądze wszystko załatwią, to ostatecznie okazuje się to nie mieć żadnego wpływu na przebieg wyprawy. Oczywiście, że nie musieli się obawiać o brak funduszy. Pewnie, że w przeciwieństwie do większości z nas, mogli sobie - tam gdzie się dało - pozwolić na noclegi w hotelach i bezproblemowy przejazd przez nie najtańsze Stany. Jednak mieli też swoje problemy, z którymi walczyli sam: mongolskie bezdroża, syberyjskie "drogi", gdzie polegać musieli na swojej wytrwałości i przychylności spotkanych ludzi. Nie uniknęli i kradzieży i upadków, i problemów ze sprzętem. Zaliczyli swoją przygodę prawie tak jak chcieli, choć z początku chcieli faktycznie jechać tylko we dwoje.
Cóż, dzisiaj już wiem, że takie tripy robią zwykli ludzie, czasem wręcz w pojedynkę, bez żadnego technicznego wsparcia i też dają radę. Jednak ten serial stał się dla mnie swoistą inspiracją do tego, jak i po co chcę wykorzystywać swój motocykl. Zapewne nigdy nie pojadę w podróż dokoła świata, w zasadzie nawet nie mam takich aspiracji, jednak ten styl podróżowania - po bezdrożach, wertepach, bocznych drogach, obcując z przyrodą, poznając ludzi, ich zwyczaje i kulturę - zdecydowanie trafił u mnie na podatny grunt. Polecam i serial i książkę, zarówno dlatego, że są to pozycje ciekawe, dobrze zrealizowane (film) i napisane (książka) jak i dlatego, że może to stać się przyczynkiem do odkrycia swojej pasji. Ja niedługo zabieram się za Long Way Down, czyli kolejną podróż dwóch dżentelmenów, tym razem przez Afrykę.
PS. Po tym serialu zamarzyłem o BMW GS 1150 Adventure, do którego nadal mam słabość.
Takie motocykle są dla Niemców my Polaczki musimy zadowolić się czymś tańszym i prostszym. BMW to skrót , który wyraźnie mówi ,, Będziesz Miał Wydatek ‘’
OdpowiedzUsuńDobra dobra, wiem, ze Ciebie też jara ten sprzęt :) Ale fakt, cena, serwis, części - tragedia! Chociaż i tak chyba taniej niż w przypadku KTM'a.
OdpowiedzUsuńSzperałem ostatnio w cenach BMW i powiem tak – dalej na MT-03 zostaje :)
UsuńA więc jednak :) Mówisz, że przebolejesz niewielkość sprzętu w dwuosobowej podróży?
UsuńJak wygram w LOTTO to może coś zadziałam :)
UsuńBMW... Taaa... Super sprzęt, ale i drogi... ;-)
OdpowiedzUsuńLepiej zainwestować w dobrego japońca.
Ja postawiłem na SUZUKI.
Byłem ostatnio z Vikingiem w Bieszczadach. On na BMW. I powiem Wam szczerze byłem zadowolony z mojego sprzętu w porównaniu do BMW.
No dlatego też jeżdżę na japońcu i chwalę go sobie bardzo bo choć wiekowy jeszcze nie zawiódł :) A coś było nie tak z BMW kolegi?
OdpowiedzUsuńNieeee... Czemu? Tak zasugerowałem?
UsuńCena... To jest duże "nie tak". ;-)))
Cena to jest zdecydowanie duże "nie tak" :) Napisałeś, że byłeś zadowolony ze swojego w porównaniu do BMW, więc pomyślałem, że może mu coś dolegało :)
OdpowiedzUsuń