"Morze może wróci" to książką będąca zapisem kilkutygodniowej podróży autora - Bartka Sabeli - do Uzbekistanu. Jednak nie jest to zwykła relacja z podróży. Autor bowiem wyruszył z domu zaintrygowany zjawiskiem, o którym mało się mówi, a które jest jedną z największych katastrof ekologicznych na świecie.
Morze Aralskie (właściwie jezioro) do lat '60 czwarte co do wielkości jezioro na Ziemi. Obecnie, kilka mniejszych zbiorników, z których największy wciąż jest w pierwszej dwudziestce największych jezior globu. A wszystko to przez absurdalną i możliwą chyba tylko w ZSRR utopijną wizję utworzenia bawełnianego imperium w samym środku Azji. W regionie suchym, którego istnienie uzależnione było i nadal jest od dwóch wielkich rzek niosących wodę z pamirskich lodowców oraz od Arala, który był nimi zasilany. Bartek Sabela próbuje w swej podróży zrozumieć jak mogło do tego dojść, jak można było zrealizować tak poroniony pomysł, którego skutki odbiły się na życiu setek tysięcy ludzi. Wystarczy wpisać w Google Morze Aralskie i zobaczyć jakże charakterystyczne zdjęcia, a na nich statki i kutry, zniszczone, zeżarte przez rdzę stojące na... pustyni. Obok nich przechadzają się wielbłądy, a wielki niegdyś błękit, zastąpił szary, bezkresny pył.
"Morze. Jest coś dziwnego w tym spotkaniu. Jakbym widział przed sobą ogromne, piękne, konające zwierzę, wieloryba lub słonia. Już nic nie można zrobić, można tylko spojrzeć mu w oczy."
"Może morze wróci" to przejmująca relacja z miejsca, które na oczach świata, od dziesiątek lat umiera i zdaje się, że nikogo to nie obchodzi. Miasta i porty leżące kiedyś nad samym brzegiem, w których mieszkańcy utrzymywali się z rybołówstwa, dzisiaj leżą na pustyni, do najbliższych pozostałości dawnego Arala mając niekiedy nawet kilkaset kilometrów. Miejscowości te obumierają, co jest oczywiste, bo ludzie stracili możliwość pracy i utrzymania się, a wraz z wyschnięciem ogromnego zbiornika zmienił się również klimat, który wcześniej był równoważony przez wilgoć z Morza Aralskiego. Warunki do życia uległy drastycznemu pogorszeniu. A wszystko to po to, żeby uczynić z tego regionu (wówczas należącego do ZSRR) światowe imperium produkcji bawełny, rośliny wybitnie potrzebującej do wzrostu wody. Plan się udał, Uzbekistan jest obecnie największym producentem tego surowca na świecie. Zbiory bawełny to obowiązek narodu, ludzie dostają urzędowe wezwania do zbiorów, każdy ma zebrać określoną ilość, rekwiruje się samochody i autobusy. Uzbekistan zamiera na czas żniw.
Podróżujemy z Sabelą przez tę kaleką ziemię i rozumiemy gorycz i żal zarówno autora jak i mieszkańców, których spotkał. Aral stanowił źródło życia na terenach stepowo-pustynnych, był jego oazą. Teraz umiera i w takiej postaci już nie wróci. Świetnie napisana i wciągająca książka o ludzkiej arogancji, uzupełniona do tego bardzo dobrymi zdjęciami.
I tylko jedno się nie zmienia na wschodzie - człowiek.
"Człowiek z Zachodu wrzucony we wschodnią rzeczywistość musi się pozbyć wszystkich stereotypów, uprzedzeń i przyzwyczajeń. I przede wszystkim pokonać swoją nieufność. Wyzbyć się tego paskudnego poczucia, że każdy na pewno chce go oszukać. (...) Obrazy wschodu, zwłaszcza krajów islamskich, rozpowszechniane przez media, napawają lękiem. (...) Wszystko to okazuje się oczywiście bzdurą. Nigdzie chyba nie doznamy tak wielkiej otwartości, bezinteresownej życzliwości i gościnności jak w tych krajach. (...) "Pieniędzy nie chcemy. Przyślij nam zdjęcie, jak wrócisz do Polszy"."
Surrealistyczna wizja? - nie to tylko aralska rzeczywistość |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz