Jakoś od kilku miesięcy nie mogę się zebrać na napisanie relacji z mojego samotnego wyjazdu na Bałkany. Zwlekam i zwlekam. Niedługo zapomnę co tam robiłem :) Prawdziwa przygoda zaczęła się chwilę przed tym jak miałem opuścić Serbię. W końcu zrobiło się cieplej i wyszło słońce. To mnie podkusiło aby zjechać z głównej drogi i poszukać... czegoś.
"(...)Młoda mniszka otwiera mi drzwi cerkwi, w nozdrza uderza lekko duszny zapach. Ściany ozdabiają ikony, poza nimi jest bardzo ascetycznie. Opowiada mi coś po serbsku. Kiwam głową choć nic nie rozumiem. Za chwilę sytuacja powtarza się w mniejszej kapliczce. Mówię po polsku, że nie znam serbskiego. Na szczęście okazuje się, że ona zna angielski(...)".
"(...)Monotonny zaśpiew sióstr w języku starocerkiewnym hipnotyzuje. Zimne ściany cerkwi pozornie ogrzewa blask świec. Zapominam się w tym dziwnym klimacie i wyciszam. Na pewno nie szukam tu Boga, chociaż gdyby istniał pewnie przedkładałby ciszę i spokój takich miejsc ponad miejski chaos(...)".
Do przeczytania pełnego tekstu z tego fragmentu wyjazdu zapraszam na stronę Peronu4.
Przeczytałam i... rozmarzyłam się :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na pełną relację. Bardzo lubię Twoje wpisy. Gdy się je czyta, czuć lekkość słowa i pasję. To z kolei sprawia, że czytanie - to sama przyjemność.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że Wasze dobre słowo sprawi, że w końcu się zmotywuje :) Dzięki ;)
OdpowiedzUsuń