12.03.2017

W poszukiwaniu zimy


Koniec grudnia na Pomorzu daleki był od zimowej aury. Temperatury dodatnie, a o śniegu można było pomarzyć. Wyruszyliśmy więc na południe w poszukiwaniu prawdziwej zimy. Gdzie bowiem można było jej szukać jeśli nie w górach?

Za cel obraliśmy ponownie Pieniny. Wybór podyktowany przede wszystkim niechęcią do walki z zasypanymi graniami Tatr. Poza tym chcieliśmy odpocząć, naładować baterię, powędrować ale niekoniecznie walczyć o życie. Czyli w zasadzie cele pozostały takie same jak poprzednim razem. Jednak przy okazji była to znakomita okazja, aby w bardzo krótkim odstępie czasu zobaczyć te same miejsca w zupełnie innych barwach.

Zima nas oczywiście nie zawiodła. Pogoda była idealna, mróz dochodzący nad ranem do -15 stopni C, piękne słońce w ciągu dnia oraz inwersja gwarantująca znakomite widoki. 

Czasem człowiekowi się nie chce, szczególnie wstawać w nocy kiedy nikt go do tego nie zmusza, na zewnątrz panuje mrok, a mróz skrzypi siarczyście. Ciężko wtedy rozruszać zziębnięte kości i zmusić zaspane ciało do wysiłku. Jednak ilekroć uda się do tego zmobilizować zawsze okazuje się, że warto. Zimowy wschód słońca na Sokolicy był na to dowodem. Zamglony Dunajec, wyraziste Tatry i słońce rozpalające ogniem ich granie oraz skały masywu Trzech Koron - co może być lepszego o 7 rano? 










Po takim poranku kilkanaście dodatkowych kilometrów w śniegu i pełnym słońcu, przez Wysoką w paśmie Małych Pienin, było idealnym dopełnieniem tego dnia. 










Ze sportami zimowymi jestem na bakier. Ze sportów zimą jeżdżę na rowerze albo biegam. Jakoś nic innego do tej pory mi się nie przydarzyło (no poza sankami). A narty biegowe chodziły mi po głowie od kilku lat. Szlak przełomem Dunajca nadawał się do tego idealnie. Przy okazji - nie jest to takie proste jakby się mogło wydawać. Dobrze, że nie było wielu świadków. Jednak temat wart kontynuowania w przyszłości. Z czasem może to być nie tylko fajna zabawa ale świetna forma zimowej aktywności. 

Szlagierem w Pieninach są Trzy Korony. Tym razem podchodziliśmy od Czorsztyna, który był naszą bazą wypadową. Warunki do wędrówki były idealne, zimowe krajobrazy przepiękne. Z Trzech Koron widok tym razem jeszcze lepszy niż poprzednio. Poza potężnymi Tatrami, największe wrażenie robiła wynurzająca się z chmur (w zasadzie ze smogu) Babia Góra, wyglądająca niczym potężny wulkan. Dla dopełnienia cyklu, wracając byliśmy świadkami słońca gasnącego gdzieś za granią tatrzańskich szczytów. 
























Zupełnie inne oblicze w zimie prezentował też Zalew Czorsztyński wraz z ruinami tamtejszego zamku. Wody jego skute były grubą warstwą lodu, a zamek otulony przyprószonymi drzewami nabierał bajkowego charakteru.






Na koniec ruszyliśmy jeszcze w Tatry. Weszliśmy na Wielki Kopieniec, moje - od czasów pierwszego wyjazdu w te góry - ulubione miejsce, do którego wracam po raz kolejny. Potem szlakiem przez Waksmundzką Rówień i Gęsią Szyję zeszliśmy do Roztoki. W Tatrach słońce powoli przegrywało już z nadchodzącymi chmurami jednak i tak udało nam się załapać na pierwszorzędne widoki.



A kiedy wracaliśmy na daleką polską północ, zima wracała z nami. Sypało całą drogę a potem zasypało i Pomorze.



2 komentarze:

  1. Aż mi się zimno zrobiło! U mnie trochę cieplej.. ;)
    Ale zdjęcia jak zwykle piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My tu już wszyscy byśmy chcieli, żeby było w końcu cieplej :) Ale powoli idzie ku wiośnie :)

      Usuń