Jotunheim w mitologii nordyckiej to jeden z dziewięciu światów, skupionych wokół świętego drzewa Yggdrasil. Jotunheim był światem olbrzymów, rozległą krainą lodowych twierdz, potężnych gór i mnożnych przestrzeni. Rzeczywistość nie odbiega aż tak bardzo od mitologicznych wyobrażeń.
Kieszenie Pełne Piasku
14.05.2023
11.03.2023
Dwie rzeki na R
Korzystając z braku czasu i możliwości jakie dają położenie miasta, komunikacja zbiorowa i właściwe elementy przyrody, spożytkowałem tak bezcenne wolne godziny dni dwóch, na sprawdzenie rzek dwóch w zasięgu godziny-półtorej od domu się wijących. Czas był ku temu przychylny jak i nie. Było zimno i mokro. Mokro nie tyle w wodzie, co w powietrzu.
4.01.2023
I koniec...
7.12.2022
Morza szum, ptaków śpiew...
... dwa rowery mkną wśród drzew. Czyli o tym, jak odświeżyłem sobie część Wybrzeża Bałtyckiego na rowerze. W 2014 roku wymyśliłem sobie i zrealizowałem przejechanie polskiego wybrzeża Bałtyku na rowerze. Wtedy jechałem ze wschodu na zachód, dokładnie z Władysławowa do Świnoujścia. Ten wyjazd też chcieliśmy zacząć z Władysławowa ale...
31.08.2022
Coś nowego.
Tytuł co najmniej dwuznaczny. Nowy wpis, dopiero drugi w tym roku. Tak na podtrzymanie życia. Bloga, nie mojego. Na to składa się kilka czynników. Głównym chyba jest brak czasu na siedzenie nad zdjęciami i tekstem. Trochę też brak weny do tego. Taki okres - masa innych rzeczy zaprząta głowę. Ale aktywność przygodowa w jakimś stopniu jest podtrzymana. Przybrała w wielu aspektach nieco inny charakter, do czego ciągle się przyzwyczajam, jednak nie planuje odpuszczać. A i czasem wrócić do przygody w takim stylu jak wcześniej.
29.03.2022
W masywie Śnieżnika
Zima w tym roku... Zaraz! Zima przez chwilę była, nawet całkiem ładna, śnieżna i mroźna, ale to nie było w tym roku. Przyszło przed okresem bożonarodzeniowym i skończyło się przed Sylwestrem. Przynajmniej tak to wyglądało na Pomorzu. W Nowy Rok, przy niemal wiosennej pogodzie, ruszam na południe w góry. Tam śnieg zwykle trzyma się dłużej.
11.01.2022
Łowcy mgieł, czyli góry na luzie
Szlak do góry pokonujemy w tempie, którego nie spodziewaliśmy się po sobie tego dnia. Spaliśmy ledwie dwie godziny po ponad 10 h jazdy. Wstawanie lekkim nie było, ale prognozy mówiły, że teraz albo... nie wiadomo kiedy. Więc idziemy, prawie biegniemy, mijając kolejnych piechurów oświetlających sobie drogę czołówkami. I tak zdaje się, że wystartowaliśmy za późno. Mamy ledwo dwie godziny aby znaleźć się na szczycie. To jakieś pół godziny mniej niż przewidują znaki