Na podwórku u Pana Marka |
- Młody człowieku jak już wstaniesz to zapraszam na śniadanie. Pierwszy dom po lewej stronie.
Czy można usłyszeć z rana coś przyjemniejszego? Zwłaszcza po nocy przespanej na ziemi pod wiatą? Na skraj Niemirowa dotarłem pod wieczór. Nowa wiata dla rowerzystów, zbudowana - jak głosi wielka tablica - z dofinansowaniem funduszy unijnych, wydaje mi się idealnym miejscem na spędzenie nocy. Przy okazji znowu mogę uniknąć rozbijania namiotu. W ogóle nie przeszkadza mi fakt, że znajduje się na skraju wsi. Inna sprawa, że jestem jakieś 200 m od granicy z Białorusią.
Dlatego niespecjalnie dziwi mnie nocna wizyta straży granicznej. Za to funkcjonariusze są nieco zdziwieni, że śpię w takim miejscu. Sprawdzenie czy aby nie jestem uciekinierem z innego państwa zajmuje im trochę czasu. Czekając na wynik ich małego śledztwa, dosiadam się do dziewczyny, która kilkadziesiąt minut wcześniej razem z dwoma chłopakami przyszła tu oglądać szumnie zapowiadany deszcz perseidów. Chłopaki zwinęli się wcześniej więc wyczekujemy kosmicznego spektaklu we dwoje. Po jakimś czasie strażnik przynosi moje dokumenty. Jednak nie stanowię zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa. Tej nocy perseidy są jakieś rozleniwione. Dzień wcześniej, kiedy nocowałem w skicie, widziałem ich znacznie więcej. Niepocieszeni tym faktem rozchodzimy się. W końcu mogę pójść spać. A jest już sporo po pierwszej.
Tego dnia wreszcie dotarłem nad Bug |
Rankiem jest jakby nieco chłodniej niż w ostatnich dniach. Kiedy siedzimy u Pana Marka na podwórku, przez chwilę nawet lekko mży, ale tak, że bardziej można sobie wyobrazić tę wilgoć niż ją faktycznie poczuć. Zaraz po tym jak się tu zjawiłem wziąłem prysznic. Kiedy codziennie jest ok. 35 stopni a ja wytapiam wszystkie poty w kombinezon, każda możliwość kąpieli jest jak zbawienie.
Taka wiata to idealne miejsce na nocleg - razem z garażem |
Teraz siedzimy sobie i w przyjemnej atmosferze prowadzimy poranne polaków rozmowy. Mam nawet okazję zobaczyć skarb jaki Pan Marek znalazł jakiś czas temu w Bugu. Dłubanka jakiej nie powstydziłoby się niejedno muzeum. Wstępna identyfikacja, za którą z własnej kieszeni zapłacił znalazca, wykazała, że ma kilkaset lat. Teraz nieco marnuje się pod przykryciem. A właściciel bardzo chętnie wystawiłby ją na widok publiczny. Ale tu - w Niemirowie, a nie w jakimś odległym muzeum.
Tajemniczy skarb mojego gospodarza |
Czuję już powoli, że ten dzień będzie jak poprzednie - upalny. A ja znowu zwlekam z wyruszeniem. Jednak ta zwłoka mi zupełnie nie przeszkadza. Nie jest wszakże codziennością abym był zapraszany na śniadania. Takie zupełnie przypadkowe spotkania zawsze jest trochę ciężko zakończyć. Bo taka bezinteresowna życzliwość, ciekawość i gościnność, to są te przysłowiowe wisienki na torcie każdej podróży.
Jak to na wsi, rower z lat 60. ale nadal na chodzie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz