Zima znowu zaskoczyła tym, że nie przyszła na czas. W ogóle jeszcze nie przyszła. Rok wcześniej w tym samym okresie pojechaliśmy szukać zimy na południe. Tym razem nawet tamte regiony przeżywały pogodowy kryzys. Odpuściliśmy więc i ruszyliśmy w innym kierunku. Zupełnie bez spiny i oczekiwań.
Dobra mieliśmy jedno oczekiwanie - żeby samochód nie zawiódł. W końcu Disco to niemal synonim przygody, a przygoda ta miewa wiele odcieni. Zawsze podobała mi się koncepcja, że jedziesz w trasę autem i jest ono twoim domem. Takie miałem plany wobec land rovera. Nadal mam, ma stać się wyprawówką, czyli mobilnym mieszkaniem, gdziekolwiek by nas fantazja nie poniosła.
Po początkowych wynikających z różnych, nie zawsze zależnych od samego auta, problemach w dłuższy, kilkudniowy wyjazd wyruszaliśmy z lekkim niepokojem. Wystartowaliśmy jeszcze nocą aby zdążyć w jakieś fajne miejsce na wschód. Lekki przymrozek i czyste niebo dawało nadzieję na piękne widoki. I te nas nie zawiodły.
Jechaliśmy nieśpiesznie, dostojnie wręcz, bo Disco to taki typ, przeciwieństwo dynamicznego przemieszczania. Tym samochodem zwyczajnie nie chce się jechać szybciej niż 80 km/h. Nie dlatego, że się nie da, tylko dlatego, że tak wystarcza.
Po zmroku dotarliśmy nad Śniardwy. Wieczór był mroźny a noc jasna. Dopóki z nieba nie zaczął padać śnieg. Niestety razem z nim podniosła się temperatura. Ranek był wilgotny i na plusie. Ale było biało. W lesie zrobiło się zimowo, a my sunęliśmy sobie lasami, polami i asfaltami w stronę Biebrzy.
Z każdą godziną śniegu było coraz mniej, trochę mżyło i wilgoć nieco uprzykrzała przebywanie na zewnątrz. Za to biebrzańskie rozlewiska po mokrej jesieni robiły niesamowite wrażenia. Woda ciągnęła się niemal po horyzont, zalewała przybrzeżne zagrody i podwórka.
Nowy Rok przywitaliśmy u Ernesta. W gronie wyjątkowo skromnym ale jakże przyjemnym. A rankiem ruszyliśmy dalej, powoli kierując się w stronę domu.
Dużo było tego dnia polnych dróg, sporo wody i błota. Disco jednak spisywało się niezwykle dzielnie nie dając nam najmniejszych powodów do niepokoju. Po ciemku już dotarliśmy na Dylewską Górę skąd roztaczał się piękny nocny widok w kierunku Iławy.
Miejsce na nocleg znaleźliśmy nad Jeziorakiem, z fantastyczną panoramą nad jeziorem, z przepiękną pełnią księżyca i ujmującą ciszą.
Rano słońce ponownie sprezentowało nam przepiękne ciepłe kolory chociaż lekki mrozik dotkliwie ranił stopy kiedy wskakiwałem do wody. Mocne przebudzenie i dalsza droga do domu.
Sylwestrowy wyjazd w rytmie Disco zdecydowanie nam się udał. Cztery dni i 900 km. Niby niewiele, ale dwa poprzednie wyjazdy landkiem kończyły się nie dalej jak 60 km od domu. Zdaje się, że na ten moment problemy się skończyły. Od dzieciaka marka z zielonym jajkiem w logo wydawała mi się obietnicą wielkiej przygody. Disco daje nowe możliwości podbijania świata, nawet jeśli w międzyczasie będę się musiał o nim sporo dowiedzieć. Jednak ta przygoda 4x4 dopiero się zaczyna...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz