Nic nie zapowiadało piekła na ziemi. Co prawda poprzedniego dnia było bardzo ciepło (kąpiel w fiordzie wyjątkowo umiliła nam czas), ale jakoś na motocyklu było to do przełknięcia. Nie spodziewałem się więc tego, że ledwo będę w stanie dojść do namiotu.
Poranek był wcale przyjemny. Z doliny Venjes musieliśmy zjechać kilka kilometrów drogą w dół do miejsca, gdzie zaczyna się szlak. Szybka przejażdżka na krótki rękaw okazała się całkiem orzeźwiająca. Pierwsze kroki na szlaku postawiliśmy chyba koło 8. Szlak jak an warunki norweskie zaczyna się dosyć łagodnym podejściem W towarzystwie innych turystów i szumiącego potoku.
Podejście to jednak trochę trwa, wychodzi się nim na rozległe plateau, gdzie w pewnym momencie drogi się rozchodzą. Nas teraz interesuje ta odbijająca w lewo, a potem ostro pod górę. Wspinająca się na grań Romsdal. W okolicy rozwidlenia jest ostatnie miejsce, gdzie można uzupełnić zapasy wody. Tam wyżej można liczyć co najwyżej na śnieg.
Kiedy pokonujemy podejście naszym oczom ukazuje się to, z czego ten szlak słynie. Przepiękna panorama na dolinę Romsdal wraz z wijącą się w niej rzeką Raumą, potężna Ściana Trolli po drugiej stronie, a dalej skąpane w Romsdalfjorden góry. Takie widoki ciągną się potem niemal do końca szlaku.
Tu jednak ponownie można wybrać dwa warianty. Właściwie pojawia się możliwość rozbudowania głównego wariantu. Czyli odbicie w przeciwną stronę i wejście na Blanebbaa, najwyższy szczyt dostępny na Romsdalseggen. Postanawiamy więc nieco wydłużyć naszą wędrówkę i na niego wejść. Samo podejście jest raczej męczące i niezbyt ciekawe. Widok z góry jednak wynagradza wszystko.
Wracamy na grań. Słońce już dawno wisi nad naszymi głowami i a delikatne chmury praktycznie przed nim nie chronią.. W tak eksponowanym terenie żar jest dziś największą trudnością. Sama w sobie wędrówka granią jest całkiem przyjemna i stosunkowo łatwa, o ile ktoś nie ma problemów z ekspozycją.
Najwięcej lęków u mijanych turystów pojawia się na podejściu na Mjolvafjellet, najwyższy szczyt tego docinka - 1216 m.. Tak naprawdę tu się dopiero robi ciekawie, podejście jest ostre, jak na trekking dosyć techniczne. Dla ułatwienia są też łańcuchy. To jest też ostatni moment tej wędrówki, kiedy mam jeszcze napływ sił.
Później zaczyna się stopniowe tracenie wysokości Docieramy wreszcie do miejsca, gdzie szlaki znowu się rozchodzą. Tradycyjny Romsdalseggen idzie dalej prosto i schodzi do lezącego na brzegu fiordu Andalsnes. My jednak musimy wrócić do naszych motocykli i namiotu pozostawionych w Venjesdalen. Wybieramy więc drogę w prawo.
I ten odcinek wyniszcza nas kompletnie. Ścieżka prowadzi rozległym plateau między górami, brak tu wiatru i jakiegokolwiek cienia. Jest pełnia słońca i zdecydowanie ponad 30 stopni. Do tego odcinek ten jest długi i nużący. W innych warunkach pogodowych mógłby sprawiać przyjemność. My jednak mamy tu małe piekiełko. Dobrze, że po drodze jest rozlewisko i można choć na chwilę schłodzić przegrzaną czaszkę.
Po dłuższym czasie dochodzimy do miejsca, w którym kilka godzin wcześniej skręciliśmy w prawo by wejść na grań. Teraz próbujemy jak najszybciej stoczyć się w dół. W głowie mam już tylko jedną myśl - wejść do lodowatego potoku, jak najszybciej.
Kiedy wsiadam na motocykl całą drogę do namiotu pokonuje na stojąco, żeby się choć trochę schłodzić. Rzucam plecak obok naszego noclegu i schodzę nieco poniżej do potoku. Ściągam buty i w całej reszcie ubrań ładuje się do wody. Jest bosko.
Leżymy potem długo i próbujemy dojść do siebie. Romsdalseggen to 10 km szlaku i prawie 1000 metrów przewyższenia. Nie jest to coś strasznego o ile pogoda sprzyja. Nasza z pewnością sprzyjała widokom, których nie zasłaniały żadne chmury, ale przy okazji mocno dała nam w kość nieznośnym upałem, przed którym nie było się gdzie schować. Dopiero wieczorem, kiedy słońce zniknęło za granią, zrobiło się przyjemnie do życia.
Rosmdalseggen był naszym drugim trekkingiem podczas tej wyprawy. Trzeba przyznać, że oba nas zmęczyły, ale ten wyjątkowo dał nam w kość. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to szlak przepiękny widokowo i będąc w tej okolicy po prostu trzeba go przejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz