Wszystko było jak trzeba, najpierw napadało solidnie przykrywając świat białą perzyną, a potem nadeszła Buka i ścięła wszystko mrozem. I nagle krajobrazowa nijakość przemieniła się w krainę z bajki. Świerki ugięły się pod ciężarem białego puchu, zniknęły wszelkie błota i kolory zgnilizny. Jeziora zamarzły i zamieniły się w białe lądowiska. Śnieg stłumił dźwięki i las ogarnęła cisza.
Czułem, że może to być jedyna okazja. Coś mi mówiło że może być krótka. Byłoby bardzo niedobrze jej nie wykorzystać. Do lasu uciekłem więc sobotnim wieczorem. Posiedzieć przy ognisku, napić się herbaty i przespać oddychając świeżym, zmrożonym powietrzem.
Na drugi dzień przywitało mnie słońce, zmieniając kaszubski las w małą Finlandię. Brodziłem więc w śniegu czerpiąc energię z tej ciszy, z tego słońca, powietrza, lasu. Było idealnie.
Zwieńczeniem tak pięknego weekendu była kąpiel w jeziorze. Wystrzał endorfin i... do domu. A dwa dni później zima się skończyła... Może jeszcze wróci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz